W Sejmie trwają prace nad projektem ustawy regulującej działania firm odszkodowawczych. Czy nowe prawo ściśle dotyczące tego sektora rzeczywiście jest potrzebne? Najwyraźniej tak, skoro dotychczasowe w niewystarczający sposób chroni osoby poszkodowane.

O potrzebie ustawy w pełni regulującej funkcjonowanie kancelarii odszkodowawczych od lat mówią eksperci, wskazując na liczne przypadki, w których dochodzi na tym rynku do patologii. Przedstawicielom wielu z tego typu kancelarii zarzuca się niestosowanie się do etyki zawodowej, zapisywanie w umowach niedozwolonych klauzul, zawyżanie wynagrodzeń przy jednoczesnym ukrywaniu prowizji, czyli mówiąc wprost – działania nie w interesie klienta, ale swoim. Ustawa o świadczeniu usług w zakresie dochodzenia roszczeń odszkodowawczych, której projekt został opracowany w senackiej Komisji Budżetu i Finansów Publicznych i trafił niedawno pod obrady Sejmu, ma to zmienić. Jej zwolennicy podkreślają, że nowe regulacje przyczynią się w znaczący sposób do wyeliminowania z tego rynku patologii. Dzięki temu, że projekt zakazuje m.in. bezpośredniej akwizycji i reklamy usług doradztwa odszkodowawczego, prowadzenia takich działań w domach pogrzebowych, na cmentarzach i w szpitalach, przewiduje również, że kwota wynagrodzenia za usługi doradcy nie może być wyższa niż 20 proc. uzyskanej rekompensaty.

 Co jednak najistotniejsze – ustawa zapewnić ma bezpieczeństwo pieniędzy przeznaczonych na odszkodowania dla ofiar wypadków. W jaki sposób? Najprostszy, czyli wypłaty odszkodowań i zadośćuczynień – zgodnie z regulacją – będą trafiać bezpośrednio na konto poszkodowanego, nie zaś na rachunek kancelarii. Rozwiązanie to ma być zabezpieczeniem na wypadek bankructwa kancelarii lub sprzeniewierzenia środków, do czego nie raz i nie dwa dochodziło w ostatnich latach, a czego skutkiem było pozbawienie ofiar pieniędzy z odszkodowania. Poza tym rozwiązanie to da poszkodowanemu pełną kontrolę nad prowizją wypłacaną firmie odszkodowawczej. I przy okazji sprawi, że obietnice tych firm będą bliższe rzeczywistości, czyli kwotom zasądzanym, a nie – jak ma to miejsce dziś – dwukrotnie wyższe.

Zapis w projekcie ustawy obowiązku wypłaty odszkodowania na bezpośredni rachunek poszkodowanego to dowód na to, że w tym przypadku ustawodawca na pierwszym miejscu rzeczywiście stawia interes poszkodowanego. Konkurencyjnym bowiem rozwiązaniem, proponowanym chociażby przez Rzecznika Finansowego, było umieszczenie w projekcie ustawy modelu split payment, według którego ustanowione wynagrodzenie miałoby być przelewane na rachunek firmy odszkodowawczej, niezależnie od tego, jak taka firma wykonałaby usługę. Warto pamiętać, że w Polsce (w przeciwieństwie np. do USA czy Francji) nie ma żadnego wymogu ustawowego sprawdzającego kwalifikacje takich firm czy też określającego, kto może tego typu usługi oferować. W razie sporu o jakość wykonanej usługi, to poszkodowany musiałby pozywać firmę odszkodowawczą o zwrot części (lub całości) prowizji. W przypadku płatności całego odszkodowania na rzecz poszkodowanego to firma odszkodowawcza musiałaby pozwać poszkodowanego o zapłatę. Trudno przypuszczać, by firma, która ma świadomość źle wykonanej przez siebie usługi, taki pozew złożyła.

 Zresztą automatyzm zapłaty (tak jest dziś i tak byłoby w przypadku split paymentu) sprawia, że firmy odszkodowawcze w celu pozyskania klienta bardzo często oszukują poszkodowanych, składając im nierealne obietnice dotyczące możliwości uzyskania co najmniej dwukrotnie wyższych odszkodowań niż aktualnie zasądzane. Średnia kwota roszczenia kierowana do zakładów ubezpieczeń to 116 tys. zł, a średnie zasądzone zadośćuczynienie w I instancji to 45,5 tys. zł. To chyba najlepszy dowód, że obraz rzekomych „zbyt niskich świadczeń” wypłacanych przez ubezpieczycieli, to najczęściej różnica pomiędzy wypłatami i wyrokami, a nierealnymi obietnicami i żądaniami firm odszkodowawczych.